Już od ponad tygodnia szkoła mnie dołuje. Wiem, że jest wystawianie ocen i z tego to wszystko, ale mam już na prawdę dość. Szczerze mówiąc niektóre sprawdziany nauczyciele mogliby już nam odpuścić, bo i tak już praktycznie oceny z nich nie poprawią średniej... Nie mogę się doczekać ferii, ale jak na razie pozostają mi tylko weekendy ; ) Oczywiście w szkole też zdarzają się śmieszne sytuacje, jak np. na fizyce
Nasza pani jest bardzo zabawna, lecz nie zdaje sobie z tego sprawy. Opiszę parę zdarzeń ; )
- Pani często do całej klasy zwraca się w liczbie pojedynczej. Oto standardowe polecenia: "Zamknij twarz", "Jeśli tego nie zapisałeś, nie zapisałaś, to sobie zapisz", "Zastanów się, zgłoś się, jeśli chcesz"
- Pani opowiadała nam o energii i podawała jej przykłady. "Bawicie się czasem w kręgle? (...) i ta kula trafia w te chłopki, czy słupki, czy jak wy tam mówicie..."
- Znowu podawała przykłady, a następnie próbowała wymyślić treść zadania. Nagle: "Ale mi się teraz przypomniało! ...Jak się ten dom w Haiti zawalił!"
[*No patrzcie, a ja myślałam że tych domów było więcej...]
- Kolejna treść zadania... "I niech będzie ten... eee... jak to się nazywa... młotek! A co ma młotek? Trzonek i... hmmm... młotek!"
- "Nie rób tak, bo walniesz się w głowę i pójdę siedzieć do ciupy!"
- Do kolegi T., który nie potrafił rozwiązać zadania: "Zachowujecie się tak, jakbyście się wstydzili własnej wiedzy!"
- M. i K. całą lekcję kichali. Pani na to: "Co ktoś rozpylił w tej klasie?! Otworzę okno!"
- Za oknem na drzewie siedział dzięcioł. Oczywiście pani na początku nie chciała nam wierzyć że to dzięcioł, ale potem podeszła do okna, i... "Uuuu! Jaki ładny! Wręcz wzruszający!"
To tylko mały fragment tych wszystkich sytuacji które już miały miejsce na fizyce ; )